Pora chwycić was za serca! Z pomocą przychodzi film "Zanim się pojawiłeś"

Przyszedł czas zrecenzować głośny film z doborową obsadą, który jednocześnie bawi, wzrusza i rozbudza empatię. Bo właśnie taka jest produkcja zatytułowana "Zanim się pojawiłeś" zrealizowana przez reżyserkę Thea Sharrock. Warto nadmienić, że jest to ekranizacja bestsellerowej powieści Jojo Moyes. Film opowiada historię młodej Lou Clark (Emilia Clarke) oraz Willa Traynora (Sam Claflin), których losy krzyżują się w niecodziennym zbiegu okoliczności. Produkcjaa pokazuje, ile człowiek potrafi znieść, gdy targa nim miłość i przywiązanie.

Lou Clark to żywiołowa, ale nieco zagubiona kobieta. Pewnego dnia, na jej nieszczęście, traci pracę w lokalnej kawiarence. Szukając okazji na łatwy zarobek, staje się opiekunką Willa Traynora, niegdyś dynamicznego bankowca, którego życie po wypadku motocyklowym zmieniło się całkowicie. Mężczyzna, przykuty do wózka inwalidzkiego i pozbawiony nadziei na lepsze jutro, planuje ukrócić swoje cierpienie. Lou, z niewielką wiedzą o opiece nad osobami niepełnosprawnymi, staje przed ogromnym wyzwaniem. Chce na nowo rozbudzić w Willu chęć do życia. Tylko czy to w ogóle możliwe?

Co daje filmowi tak wysokie noty?

Piękna Emilia Clarke w roli Lou Clark przekazuje nie tylko Willowi, ale także widzom, energię i optymizm. Jej postać jest kolorowa, zarówno dosłownie, jak i w przenośni, co widać w jej ekstrawaganckim stylu ubierania się. Z kolei Sam Claflin jako Will Traynor doskonale zagrał przemianę z człowieka pełnego życia w kogoś, kto czuje, że już nic nie ma mu do zaoferowania. Albo tak mu się przynajmniej wydaje. Chemia między Clark i Traynor jest odczuwalna, ale przedstawiono ją w sposób subtelny. Zapewne celem takiego zabiegu było dodanie autentyczności ich relacji i to się jak najbardziej twórcom udało.

Film "Zanim się pojawiłeś" porusza wiele poważnych kwestii, które często są obiektem sporów nawet w polskich mediach i sejmie. Mowa o życiu osób niepełnosprawnych, prawie do decydowania o własnej śmierci oraz znaczeniu empatii i wsparcia w najtrudniejszych chwilach życia. Jeśli śledzicie media głównego nurtu to zapewne wiecie, że temat eutanazji zawsze spotyka się z gorącą dyskusją. Ponadto tytuł ten najzwyczajniej w świecie skłania widzów do refleksji nad wartością życia. Wyraźnie stawia pytanie, jak daleko można posunąć się w imię miłości.

Kilka słów o reżyserii i scenariuszu

Według mnie scenariusz błyskotliwie balansuje między lekkością a powagą. Niby momentami bywa poważnie ze zwględu na sytuację Willa, ale twórcy starali się unikać nadmiernego dramatu. Reżyseria Thea Sharrock skupiła się raczej na pozytywnych emocjach, co jest mocną stroną filmu. Tak jakby chciano pokazać, że wszystko w życiu można "przetrawić", nawet największą katastrofę. Scenografia i kostiumy skutecznie oddają zarówno świat zamożnego bankowca, jak i wyraźnie skromniejsze życie Lou. Pod tym względem para to zupełne przeciwieństwa.

Ścieżka dźwiękowa nie gra tutaj pierwszych skrzypiec, o ile można to tak ironicznie ująć. Choć wydaje się dyskretna, efektywnie wzmacnia emocjonalne momenty filmu. Dostrzegłem, że film "Zanim się pojawiłeś" spotkał się z lekką krytyką ze względu na tematykę rzecz jasna. Niektórzy zarzucali filmowi uproszczenie niektórych aspektów życia osób niepełnosprawnych, jednak były to raczej pojedyncze głosy. Twórcom wyszedł romantyczny dramat, który mimo tragedii głównego bohatera, wprowadza aurę lekkości, dowcipu i ukojenia. Polecam!